Tegoroczna zima nie obsypała nas dużą ilością śniegu, na który czekają zazwyczaj nasi milusińscy. Zaledwie raz czy dwa udało mi się wyjść z Lilą do parku by pojeździć na saneczkach. Nie było też dobrej aury do tego by ulepiony bałwanek przestał w całej swej okazałości kilka dni. Nie ukrywam, że ja osobiście nie lubię zimy, więc nie złościłam się zbytnio, gdy temperatura powietrza była raczej jesienna. Dzieci jednakże nie przeraża mróz i spadający z nieba puszysty i zimny pyłek. Uwielbiają się w nim tarzać i lepić różne śniegowe figury. Cóż, na pogodę wpływu nie mamy…
Twórcze i kreatywne mamy na „śniegowe” potrzeby swych dzieci, potrafią jednak zawsze znaleźć jakiś sposób. Można przecież wyczarować zimę we własnym domu i też na pewno będzie to niezapomniana przygoda.
Całkiem niedawno moja córka otrzymała od babci bardzo stare książeczki, jeszcze składane ze stron popularnego „Świerszczyka”. Czytałyśmy je codziennie wieczorem po kolei, aż wreszcie przyszła pora na książeczkę o iście zimowej tematyce. Pamiętam tą pozycję ze swojego dzieciństwa, gdyż to w niej bardzo realnie opisane są zwyczaje Eskimosów, ich życie, praca, zabawy.
Zaczęłyśmy więc czytać i choć wydawało mi się, że pozycja „Anaruk, chłopiec z Grenlandii” Czesława Centkiewicza jest zbyt poważna dla niespełna 4,5-letniej dziewczynki, bardzo się pomyliłam. Lila była bardzo zainteresowana treścią, choć osobiście uważam, że niektóre opisy są do bólu realne i obrazowe.
Do lektury tej książeczki powracałyśmy kilkakrotnie. Lila bawiąc się lalkami improwizowała Eskimoskie dzieci, rozsypywała ryż, który był śniegiem i tarzała w nim laleczki. Któregoś dnia zaproponowałam jej więc stworzenie igloo, które może wykorzystywać do takiej zabawy. Uwielbiam w dzieciach zawsze ten błysk w oczach i werwę, jakiej doznają kiedy można czymś zająć te małe rączki, wygniatać, malować, itd. Zresztą, co tu się oszukiwać, sama tak mam. Zawsze zastanawiam się czy coś z tego co zamierzę wyjdzie, jakie będzie, czy efekt przewyższy moje oczekiwania….?
Jako, że jestem osobą, która stawia na dużą samodzielność dziecka, zarówno pod względem samoobsługi, jak i kreatywności, postanowiłam zaproponować córce masę solną, jako tworzywo do stworzenia budowli. Bowiem podczas wyrabiania masy muszą pracować paluszki dziecka, co sprzyja właściwemu wyrobieniu manualnemu rąk, a w przyszłości łatwiejszemu sprostaniu nauce pisania. Tak więc decyzja zapadła. Mąka, sól i woda zostały przygotowane i starannie przez Lilę odmierzane filiżanką, by po chwili stać się plastyczną masą. Kiedy masa już miała odpowiednią elastyczność, Lila na deseczce wałkowała ją, wycinała prostokąty i przyklejała do przygotowanej wcześniej miski, która stanowiła formę naszej „lodowej budowli”. Lila ulepiła wejście i zaznaczyła bardziej plastikowym nożykiem miejsca łączenia się lodowych brył. Nasze igloo musiało jednak trochę wyschnąć przy grzejniku i całe szczęście, ze nie było że śniegu, gdyż rano zamiast cieszyć nasze oczy, musiałybyśmy tylko ścierać z podłogi kałuże…
Po wysuszeniu twórczyni pomalowała jeszcze swoje igloo białą akrylową farbą i delikatnie opruszyła srebrnym brokatem, gdyż jak wiadomo na Grenlandii panuje olbrzymi mróz. Igloo jest śliczne i stanowi źródło zimowych opowieści. Jako, że nasza wspólna praca spełnia warunki wyzwania z cyklu „Zrobione z mamą – Zabawy na śniegu” ogłoszonego przez Klub Twórczych Mam zgłaszamy się do udziału w nim.