Z moich obserwacji wynika, że początek to jedna z kluczowych części dobrego linkowania. Algorytm googiela już w tym momencie może nabrać podejrzeń do domeny i “oznaczyć” ją jako tę, na którą trzeba zwrócić szczególną uwagę.
Najczęstszym błędem jest dążenie do jak najszybszego zaindeksowania jak największej części strony. Tworzy się często w ciągu kilku dni całą masę linków z kilkuset katalogów i połowy zaplecza, dzięki czemu otrzymuje się potężnego kopa w postaci szybkiego zaindeksowania oraz mityczny Fresh Site Bonus. Później jednak spadamy w równie mityczny Sandbox…
Jak zatem dobrze rozpocząć? Moim zdaniem należy dodać do 2-3 dobrze zaindeksowanych stron linki typu site-wide, czyli znajdujące się na jak największej ilości podstron. Mogą to być śmietniki, typu qlWeb-y czy Biblie, ale bardzo dobre są również podpisy w sygnaturach na forach (o ile nie ma artybutu rel=”nofollow” i mamy posty liczone w setkach).
Osobiście zawsze przy tych pierwszych linkach daję anchory zupełnie odmienne od fraz, na które chcę pozycjonować – w ten sposób będzie można stwierdzić jak naprawdę algorytm googiela ocenia stopień zoptymalizowania naszej witryny nie wspomaganej zanadto linkami; jednocześnie będzie to punkt odniesienia dla przyszłych działań – spadnięcie poniżej początkowej pozycji prawie na pewno oznacza jakiś rodzaj filtra.
Należy pamiętać, żeby do czasu zaindeksowania domeny nie ulec pokusie dorzucenia następnych linków – proces pozycjonowania ma na celu osiągnięcie rezultatu w dłuższym czasie, a nie czerpanie profitów jak najszybciej (tym zajmują się już stuprocentowi spamerzy). Całość w zamierzeniu ma być symulacją umieszczenia przez “nieświadomego webmastera” kilku linków na takiej zasadzie, że chce on przekazać znajomym o swojej stronie poprzez inne strony. Jednocześnie linki “site-wide” powinny sprawić, że bot googielowy niejako dostrzeże naszą stronę i zechce łaskawie ją odwiedzić.